Herve Tullet genialny autor książek dla dzieci, książek wymagających aktywności twórczej. Moje dzieciaki doskonale go znają i bardzo lubią jego książki. Niedawno powstała wyśmienita seria książeczek dla maluszków. Dzieci przy jego książkach doskonale się bawią i rozwijają swoją
wyobraźnię. Dorośli zaś stają przed sporym wyzwaniem... mój mąż czytając jego najnowsze książki mówi... ale tu nie ma co czytać! Ano właśnie, to właśnie od nas rodziców autor wymaga dużego zaangażowania, pomysłowości i poczucia humoru przedstawiając książki maluchom -
inaczej nici z przyjemnej lektury.
Książeczki są bardzo oryginalne. Już na samym wstępie ich konstrukcja zaskakuje. Schodkowa, kartonowa budowa książki, dzięki której od samego początku widać fragment każdej strony, ale nie od razu wiadomo, co się na niej znajduje. Odwracanie poszczególnych stron zmienia nam cały obrazek.
Książki mają po 10 stron, a pierwsza to około 1/3 ostatniej. Słów jest w nich niewiele a większość z nich to wyrazy dźwiękonaśladowcze. W każdej z tych książek rozgrywają się bardzo ciekawe historie, tym ciekawsze ile my rodzicie wrzucimy w nie swojej pomysłowości i kreatywności.
Duży czy mały? Ta książeczka świetnie pokazuje zależności pomiędzy wielkością. Poznajemy rybkę zjadającą inne rybki i w ten sposób rybka zwiększa swoją objętość... z każdą stronie staje się większa i większa by na koniec... no właśnie przekonajcie się sami...
Ostatnia strona uzmysławiania dziecku, że jeśli coś wydaje się duże
względem jednej rzeczy to już względem innej może być zupełnie
maleńkie.
Świetny pomysł porównywania wielkości.
Już jadę! związana jest z tematyką
motoryzacyjną. Książka zaczyna się od sceny okładkowej na której widać tytuł, mały czerwony samochodzik a
w oddali dom. Przekręcając kolejne strony, widzimy jaką trasę pokonuje
samochód, jakie przeszkody pojawiają się na jego
drodze. Małe, niepozornego autko świetnie
radzi sobie z przeszkodami na drodze, aby w końcu dotrzeć... No
właśnie, gdzie?
Już widzimy dlaczego mama tak bardzo się spieszyła i pokonywała tyle trudności. Chciała jak najszybciej wrócić do domu, przytulić małe dziecko.
Supertata - poznajcie super tatę!
UFO kuku - występuje tu duet chłopca i ufoludka. Chłopiec, który początkowo wręcz aż dźwiękowo wyraża swoją niechęć do ufoludka, niechęć ta stopniowo narasta aż w końcu.... się z nim zaprzyjaźnia. Ciekawy sposób na pierwsze nauki dziecka dotyczące emocji, ich nazywania i rozpoznawania u innych. Dla dorosłych ciekawe wyzwani polegające na wyjaśnieniu dziecku co oznacza kapewu, wukape czy sztama.
Jak zauważyliście niespodzianką w każdej z tych kartonówek jest ostatnia strona, od początku ukryta, która pokazuje sens, a raczej coś w rodzaju morału, podsumowania historyjki.
Idealny sposób na wspólną zabawę, wspólnie spędzony czas na wymyślaniu opowieści do typowo tulletowskich obrazków, budowanie więzi to zalety z posiadania powyższych książek.
Książki te też są wyśmienitym rozwiązaniem na pobudzenie wyobraźni starszych przedszkolaków. U nas wyśmienicie sprawdzają się podczas samodzielnych prób czytania przez najstarszego syna jego młodszej siostrze.
18 Komentarze
Te książki obserwuje od dłuższego czasu i się nad nimi zastanawiam, fajnie, że pokazałaś je tak dokładnie. Będziemy mogli teraz z mężem ustalić, które części zamówić żeby utrafić w gust syna ;)
OdpowiedzUsuńMoim Szkrabom tylko ufo nie przypadło do gustu :(
OdpowiedzUsuńjak to zwykle u Was i bardzo często u Tulleta - i ciekawie, i oryginalnie
OdpowiedzUsuńszkoda, że J. już dawno za stary na "a kuku!" :)
Tych nie znałam. A wyglądają super :)
OdpowiedzUsuńW sam raz dla Młodszej M. - dzięki!
My też rozgryzamy Tutlututu :) dzieciaki go ubóstwiają :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobają te książki, uwielbiam Tulleta (choć nadal próbujemy z Tosią rozgryźć Turlututu ^_^ ) i byłam ciekawa zawartości najnowszej serii. Chyba najbardziej podoba mi się Supertata, mało jest takich książek na rynku i fajnie, że akurat Tullet podjął się przerobienia tematu :3
OdpowiedzUsuńJuż od jakiegoś czasu kusi mnie ta seria. Jedynie ufo kuku mi się nie podoba.
OdpowiedzUsuńTullet jak zwykle niezawodny :)
OdpowiedzUsuńCudowne - chyba się skuszę
OdpowiedzUsuńTullet, jak zawsze, fantastyczny! :) Urzekła mnie ta rosnąca ryba :D
OdpowiedzUsuńŚwietna inspiracja. widziałam, że pojawiły się te nowe Tullety, ale nie miałam okazji sprawdzić. dzięki za podzielenie się :)
OdpowiedzUsuńNie znałam wcześniej tej serii, a wygląda bardzo ciekawie.
OdpowiedzUsuńHmm ja generalnie za Tulletem nie przepadam, mam cos w domu, ale nie zachwycam sie... Te ktore pokazalas wygladaja fajnie.
OdpowiedzUsuńZawsze gdy widzę Tulleta zastanawiam się dlaczego moje Potwory są nim tak totalnie zachwycone - przyznam, że ja całkowicie nie łapię tego klimatu ani tej estetyki, a dzieciaki po prostu go uwielbiają. Może za stara jestem? ;)
OdpowiedzUsuńOooo, tego Tullleta nie znałam! Pomysłowy, szkoda tylko, że oba moje łobuzy już takie duzę są!
OdpowiedzUsuńmoże pora pomyśleć o jeszcze jednym łobuzie ;)
OdpowiedzUsuńHihihi, śmieję się, bo chłopcy (o dziwo oboje, dlatego wietrzę spisek) przy każdej możliwej sytuacji wspominają, że chcieliby mieć siostrę. Mąż też brzęczy, ale najpierw chcemy spełnić nasze ogromne marenie i przenieść stary drewniany. Dom już znaleźliśmy, walczymy, żeby go wyrwać gminie, tylko formalności trwają i trwają, ale jak się uda, to w domu już zamieszka nas 5-ka :)
OdpowiedzUsuńTullet jest ciekawy i ma interesujące spojrzenie. dzięki, nie słyszałam o tych książkach, choc mamy kilka pozycji tego autora :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za poświęcony nam czas! Miło będzie jeśli napiszesz co sądzisz o tym poście ;-)